before and after

Podsumowanie 11 miesięcy leczenia

Minął już rok od pierwszej operacji Bartka. Kiedy to przeleciało..?! Gdzie podziała się ta dzidzia, którą odnosiłam na salę operacyjną i zamiast zalewać się łzami ze stresu, chichotałam pod nosem bo Mały dostał ‚głupiego jasia’ i próbował wszystkim ściągać maski i dziabać zębami po nosie … Nie do śmiechu było mi już dziesięć godzin później gdy odkryliśmy nóżki zakute w fixatory. Ten kocyk na pewno miał chronić raczej rodziców (i treść w ich żołądkach), niż spełniać funkcje grzewcze.. Po prawie 8 miesiącach jednak codziennego czyszczenia ran, nierzadko jątrzących się, krwawiących lub zainfekowanych widok aparatów był czymś tak normalnym, że czasami dziwiłam się po co inni rodzice tak to strasznie dzieciom zakrywają ( ale do strony estetycznej dochodzi higieniczna więc zakrywanie stanowi też formę ochrony, choć..różnie to bywa). Cały pobyt z perspektywy czasu jest zamglony. Wyraźne obrazy to te, gdy Bartek był szczęśliwy. Nie pamiętam za bardzo 3 miesięcy, tych najcięższych – czerwiec,lipiec, sierpień. Żadne ze zdjęć nie oddają tego, przez co wtedy przechodziliśmy. I w sumie dobrze, bo po co się w tym rozpamiętywać? Pamiętam dobrze, gdy wyjmowaliśmy na żywca piny z kości, każdy raz, gdy odnosiłam Małego na salę operacyjną, gdy po raz pierwszy stanął w pionie na fixatorach i kiedy po raz pierwszy się rozpłakałam podczas rehabilitacji zdając sobie sprawę, że mój syn właśnie zrobił sam, bez sprzeciwu, pierwsze kroki bez fixatora.. Chciałabym dużo więcej napisać, ale myśli nie układają się w zdania. Parę miesięcy temu pisałam o tym, że prawdopodobnie nie wrócę do pracy, bo Bartka będziemy musieli rehabilitować, jednak plany się zmieniły. Bartuś pod okiem niani ( żłobek/przedszkole byłoby za duzym ryzykiem urazu), uczęszcza na rehabilitację, a mama wróciła do pracy – chcąc, nie chcąc :) Tata widuje nas, dalej tylko w ciągu weekendów, ale… mamy nadzieję, że i to się zmieni. A Bartek coraz więcej mówi, mam wrażenie, że jego słownik powiększa się najszybciej o słowa ‚ nie chce’, ‚nie’, ‚moje’ ;) niestety, coraz mniej chętnie ćwiczy a coraz szybciej i chętniej wdrapuje się na każdą przeszkodę.. Nóżki są już na tyle mocne, że stanie bez ortez, nie stanowi żadnego problemu. Alfabet i cyferki dalej jednak wymawia po angielsku :) Podsumowując – niewykonalne, niemożliwe i wręcz eksperymentalne wg większości ortopedów leczenie, jest jednak Wykonalne, Możliwe i udowodnione, że się DA. Bartek chodzi, z podparciem na razie, ale.. chodzi :). Kolana pięknię się zginają a stopy, choć ustawione na sztywno w kostkach, spełniają swoją funkcję. Nóżki rosną, może nie tak szybko jak zdrowe, ale rosną. Widać po spodniach ;) Po prawie dwóch latach walki o nóżki syna, wracamy do ‚normalności’. Myślimy o przyszłości, może przedszkolu dla Bartka w przyszłym roku, planujemy już tylko wizyty kontrolne u doktora. Liczymy się też, z tym, że jeżeli cokolwiek się zdarzy (jakikolwiek poważniejszy uraz w nogę) – odpukać – to musimy wsiąść natychmiast w samolot i lecieć na Florydę. Dziękujemy wszystkim bardzo serdecznie – za  Wasze wsparcie, szczodrość, chęć bezinteresownej pomocy.  DZIĘKUJEMY. Bez Waszej pomocy Bartek by nie chodził. Podsumowanie w języku angielskim